
Bieg Niepodległości
12/11/2015To już czwarty bieg na dystansie 10km w tym roku w Gdyni. Po raz pierwszy udało mi się zaliczyć cały cykl (4 biegi) i mam komplet medali, które składają się na całość. Był to też ostatni bieg (na wynik) w tym sezonie. Nie udało się w tym roku złamać 40 min na dystansie 10km, ale nie ma się czemu dziwić, bo trenowania pod ten dystans nie było. Po półmaratonie był apetyt podkręcony przez Marcina i Błażeja na złamanie 40 min, choć realnie patrząc, nie oszukujmy się, szanse były raczej niewielkie.
Pogoda w sumie nie była najgorsza, 13 stopni i pochmurno, wystartowałem na krótko (nie wiem, jak niektórzy biegną w długich spodniach i bluzie). Po drodze i tak się rozbierałem z rękawiczek i rękawków. Wystartowałem mocno, a konkretnie to za mocno. Nie polegałem za specjalnie na wskazaniach zegarka, bo ten potrafi płatać figle (oszukując nieco na dystansie). Na drugim oficjalnym kilometrze miałem prawie 30 sekund zapasu !!
Już wtedy wiedziałem, że spaliłem ten bieg.
Na trzecim kilometrze nieco zwolniłem, ale to na zbyt wiele się nie zdało. Podbieg w połowie 4 km na most wykończył mnie. Tętno przekroczyło 180 unm (uderzeń na minutę) a głowa się poddała. Zacząłem maszerować. Musiałem złapać oddech. Po kilku krokach postanowiłem, że polecę mocno dalej, ale bez walkę o życiówkę, na nią nie miałem już szans. Po 30 sekundach marszu zmusiłem się do biegu. Piąty kilometr mijam po 20 minutach i jedenastu sekundach. Podbieg na Świętojańskiej stratę na pewno podniesie złamania 40-tki nie będzie, ale szansa na nową życiówkę wciąż gdzieś się tliła.
Zapomniałem odtwarzacza muzyki przez co słyszałem te sapania i stękania współbiegaczy :). Nikt nie rozmawiał, każdy walczył o oddech wspinając się na szczyt Świętojańskiej. To 7-my kilometr trasy (dla wielu, w tym dla mnie, kluczowy moment), potem chwila oddechu, bo trasa prowadzi w dół, nawrót, którego nie lubię, bo wybija z rytmu, a potem długa prosta. Nie powiem, ciężko było, ale nie po to się męczyłem tyle czasu, żeby teraz zrezygnować. Idę na max, 400m przed metą tętno 187 unm !!
Na metę wpadam po 41m i 5 sekundach.(netto)
I to by było na tyle z relacji biegu na 10 km.
Obiecałem sobie, ze jak złamię 40 min to nie wracam już na GPX Gdyni. Cóż, pewnie będzie dane mi tam walczyć na wiosnę.
I na koniec statystyki.
342 msce open na 6660 uczestników
130 msce w M30 (za rok już chyba w M40)
Okazuje się, że mimo półminutowego marszu zrobiłem życiówkę na trasie w Gdyni urywając 6 sekund.
Do PB (personal best – życiówka) zabrakło mi 17 sekund.
Gdybym inaczej zaczął..
Gdyby babcia miała wąsy…