
Pętelka
20/04/2020Dziękuję bardzo za przejażdżkę. Zupełnie mi się nie podobało – powiedziałem z przekąsem kiedy zatrzymaliśmy się pod moim blokiem. I nie było w tym ani jednego słowa przekory.
Kwarantanna sportowo spowodowała dwie rzeczy – przestałem trenować tak jak bym chciał. A jeśli już idę na trening to robię coś, na co nie mam specjalnie ochoty. Ale robię z poczucia obowiązku. Ogólnie staram siedzieć w domu na czterech literach. Czasem wyskok do sklepu, ale poza tym nic. Raz, góra dwa razy w tygodniu jakaś aktywność sportowa – nie licząc tych zrywów w domu, które robię wstając z krzesła w czasie pracy. Nic na to nie poradzę, że nie umiem w domu zmusić się do takiego reżimu treningowego jak w czasach sprzed pandemii. Raczej staram się stwarzać pozory.

Na szczęście od jutra zostaje zlikwidowany ten bezsensowny zakaz wchodzenia do lasu. Ja wszystko rozumiem, że grupy ludzi, że parkingi, że ludzie kitrają się w lasach na tzw gryla czy na rybki.
Staram się jak mogę przestrzegać zaleceń sanitarnych, nie dotykam niepotrzebnych rzeczy, nosze chustę i rękawiczki. Omijam obcych z daleka i trzymam 2 m dystansu do innych. I właśnie dlatego ten las był takim azylem gdzie jest swoboda i człowiek na chwile może o tym zapomnieć.
Dziś jeszcze nie można, od jutra i sam nie wiem czy najpierw pójdę na rower czy pobiegać.

Dziś jednak wybrałem się z Adamem (trzymając odpowiedni dystans – tzn ledwo dawałem radę i wlokłem się za Nim jak ogon, zaniżając mu średnią) na rower. Do lasu nie można i pozostała nam szosa. Słonko, niby ciepło, ale północny wiatr zamienił moje stopy i dłonie w sople lodu. O tym, jak mocno ten wmordewind wiał na tym płaskim terenie nawet nie wspomnę.
Kurde, ale mi się dziś nie podobało. No normalnie w skali od 1-6 daje zero. Zero. Jedyny plus, to że się zwentylowałem i przewierzyłem trochę, bo w sumie wyszło trzy godziny na powietrzu. Ale ta pogoda, ten asfalt, ta płaskość. No normalnie nie.
Chce do lasu.