Pałac w Łapinie

16/03/2020 Autor waldek 0

Nie taki miał być plan na ten weekend. Pozmieniało się z powodu #koronawirus nie tylko w Polsce,ale i Europie. Pozamykali co się dało (i słusznie) i namawiali do pozostania w domu. No nie do końca, namawiali do unikania skupisk ludzi, wiec naturalną decyzją było, ze sobotni wypad do lasu na rower jest aktualny.

Ustawiłem się z Grzesiem na kręcenie, ale prognozy pogody były niezbyt optymistyczne. Niby jakieś arktyczne powietrze miało nas nawiedzić, opady śniegu (pierwsze w tym roku). Umawiamy się, że ostateczną decyzję podejmiemy rano. No i podjęliśmy – śnieg, zimno. Nie jedziemy.

Trudno, wyśpię się przynajmniej.

No, ale nie posiedziałem za długo na dupie i wskoczyłem w moje barefootowe Merrelle i postanowiłem sobie troszkę potruchtać. Ten but intensywnie eksploatuje moje łydki, wiec skończyło się na 14 km średniego tempa. Nie przygotowuję się do niczego specjalnego w tym roku, właściwie nie wiadomo, czy jakakolwiek masowa impreza się odbędzie. Moim zdaniem najwcześniej nastąpi to w okresie wakacyjnym – lipiec/sierpień.

W niedziele mogłem pojechać na ustawkę z Baziem i Vilkiem, ale nie czułem do końca chęci pojechania po asfalcie. Kilka tygodni wcześniej rozplanowałem sobie na ekranie wycieczkę na Kaszuby do Łapina i jakiś wewnętrzny głos podpowiadał mi, że to idealna okazja. 40 km trasy w jedną stronę może być przyjemną wycieczką.

Wyruszyłem utartymi szlakami na Otomin następnie na Sulmin i Przyjaźń, głównie drogi utwardzone, asfaltowe, ale momentami yumba i szutry. Rześko było ale jakoś nie marzłem specjalnie. W Przyjaźni moją uwagę przykuły pięknie ozdobione ławeczki patchworkami chyba zrobionymi na szydełkach, albo na drutach. Fajny pomysł.

Macie takie ładne ławeczki u siebie ?

Za Przyjaźnią wbijam się na drogę, którą niedawno jechaliśmy z Kubą. Niewiele się zmieniło. tylko, że błoto zamarzło i koleiny zrobiły się strasznie sztywne, co skutecznie utrudniało jazdę jeszcze bardziej. Kląłem trochę pod nosem…

Przecinam Jar Raduni i wypadam w Borowie, ale dosłownie na chwilę, aby znów zjechać z asfaltu w las. Zaczęło się niewinnie, ale im dalej, tym gorzej.

Miłe złego początki

Plusem był fakt, że mogłem po raz pierwszy w tym sezonie pojeździć po śniegu, a raczej po jego namiastce. Słoneczko pięknie świeciło i chwilami było całkiem przyjemnie.

Po przeprawach błotnych, koleinach muldach wypadam w miejscu, które kojarzę z czasów gdy po raz pierwszy zamykałem z Adamem trasę Kaszubskiej Poniewierki, a potem razem z Grzesiem,ale w odwrotnym kierunku. Jestem gdzieś bardzo blisko Kartuz, a konkretnie Ławki Asesora.

Pamięć mnie nie myliła, kilkanaście minut później podziwiam panoramę Kartuz za jeziorem Karczemnym.

Widok na Kartuzy

Nic dziwnego, że asesor sądowy Karlov Pernin lubił tu przesiadywać i cieszyć okiem widok

W tych pięknych okolicznościach zjadłem żela i zacząłem zastanawiać się co dalej, czy kontynuować wyprawę, czy wracać do domu. Czas mnie trochę gonił, a nogi już też nie podawały tak jak na początku wycieczki. Do celu pozostało ok 3 km, ale nie wiedziałem w jakich warunkach przyjdzie mi walczyć, czy potrwa to 45 minut czy 10 ? Zaryzykowałem i ruszyłem do celu wycieczki, czyli zamku czy też pałacu w Łapalicach. Ciekawa historia stoi za tą niedokończoną inwestycją. Szkoda, bo moim zdaniem obiekt ma ogromy potencjał na fajne rekreacyjne miejsce.

Swoją droga to dosyć dziwne, że wcześniej tam nie byłem. Tyle razy byłem tak blisko.

W drogę powrotną wybrałem się “asfaltem”. Czas mnie gonił, a ujechany dosyć byłem warunkami w lesie. Na ulicach całkiem spory ruch, ale bardziej dokuczał mi porywisty wiatr, który momentami niebezpiecznie mną miotał.

Generalnie planowałem, że mój wypad na rower zamknie się w trzech godzinach, skończyło się finalnie na czterech. Gdybym wracał tą samą trasą, którą przyjechałem, to pewnie pięć byłoby mało.

Jakby ktoś chciał się przejechać to tutaj znajdzie trasę

Cały czas się łudzę, że Pomorska 500 się odbędzie w czerwcu i pod tym kątem planuje wypady rowerowe…

Tymczasem uważajcie na siebie i pozostańcie zdrowi.