
Połówka w Przechlewie
06/09/2015Wydawało się, że w tym sezonie nic już ciekawego się nie wydarzy w temacie triathlonu. A tu bam !! W środę wieczorem do internetu trafia wiadomość, że Jacek jest kontuzjowany i w Przechlewie na dystansie 122km nie wystartuje, w związku z tym szuka chętnego na pakiet. Nie było się nad czym zastanawiać.
Wstałem o 4:00 po 6 godzinach snu i kolejne dwie jechałem samochodem. Przechlewo przywitało mnie ziąbem, ale prognozy były obiecujące (słonecznie, 17st C).
W biurze, szybkie formalności związane z przepisaniem (bezproblemowym, wiec jednak da się !) pakietu na mnie. Podczas przygotowań w strefie zmian śniadanko – buły z nutellą, banany i kabanosy :)
Po odprawie udaje się na miejsce startu i oddaje depozyt. Stojąc boso czułem jaka zimna jest ziemia, na samą myśl, że mam wejść do wody miałem ochotę wracać do domu. A tu nagle niespodzianka. Woda była ciepła i przyjemna. Dawno nie pływałem w jeziorze. A w takim czystym to chyba nigdy :)
Blisko 200 śmiałków na linii startu, wiec umiarkowanie mało, ale asekuracyjnie ustawiam się gdzieś na boczku i płynąc robię swoje. Z wody wychodzę po 38 minutach (4 minuty szybciej niż w Gdyni), i lecę w kierunku strefy zmian. Oczywiście lecę to gruba przesada, bo jest ostro pod górę. Po niecałych 5-ciu minutach od wyjścia z wody wsiadam na rower. Jest chłodno. Po zawodach w Gdyni wiem, że rower muszę zrobić spokojniej, bo znów będę umierał na bieganiu. W planie jest wykręcić średnią 32km/h. Organizatorzy zaplanowali trasę (90km) w czterech pętlach. Pierwsza poszła gładko, bo jechałem w nieznane. Na trasie trochę dokuczał wiatr, ale nie było dramatu. Trasa w porównaniu z Gdynią bardziej pofałdowana, Jacek ostrzegał, że tam jest sporo górek. Ale skoro jest pod górkę, a w drugą stronę jest z górki, prawda ? :D
Na drugiej pętli zrobiło się już całkiem szaro i ponuro. Cieszyłem się, że mam na sobie rękawki. Na trzeciej pętli zaczął padać deszcz, a wiatr był tak silny, że łatwiej jechało się pod górki z wiatrem, niż z górki pod wiatr. Dłonie miałem zmarznięte do tego stopnia, że nie mogłem sobie poradzić z otwarciem butelki z izo i odklejeniem żela od ramy. Pojawiły się pierwsze złe duchy, szepcące po co Ci to, nie lepiej w domu na kanapie… w cieple. Ostatnia, czwarta pętla do już było na zasadzie oby do nawrotu, oby do mostku. Nawet kibice na trasie się pochowali. Nie dziwie się, w taka pogodę sam bym tak zrobił.
Z roweru schodzę po 2h i 52 minutach. Nie odważyłem się zsiąść z roweru “w biegu”. Moje kolana były zamarznięte, a nogi drewniane jak u Pinokia. Po kilku krokach odzyskałem w nich czucie. Drugą zmianę załatwiam poniżej minuty i wyruszam na trasę biegową, która zaczyna się zbiegiem, a zamienia sie w delikatny podbieg. Na górze było ciężko, ale jakoś poszło. Potem długa prosta przez Szczytno i ostry zbieg na mostek nad Brdą i jakiś koszmarny podbieg na górkę. Daję radę, ale dyszę już jak parowóz. Asfalt zamienia się w drogę szutrową i robi się sielski klimat. Biegacze pędzą w dwie strony gdzieś pomiędzy polami…
Druga pętla zaczyna się od psychicznej walki na podbiegu. Błażej dopada mnie i chce ciągnąć, ale czuję że będzie coraz gorzej. Na płaskim odcinku przez Szczytno nieco się ogarniam, ale czuje, że to kompletna rezerwa. Tempo spada do 6min/km. Na najbliższym punkcie żywieniowym postanawiam się zatrzymać i ratować. Dużo wody, troszkę izo i banany, bo w brzuchu burczy od jakiegoś czasu. Pod język GT Enervita .
Nie wiem co do końca na mnie podziałało, ale odżyłem. Zbieg, podbieg, prosta, zakręt, prosta zbieg do Przechlewa, na zakręcie kibicują PĄkibice (dziękuję !!!) prosta do mety…
Mimo trudniejszej trasy pokonałem dystans ponad 122km (1/2 IM) w czasie prawie 10minut lepszym niż w Gdyni. Zapewne byłoby lepiej, gdyby nie było takiego wiatru. Cóż, pozostaje to zweryfikować za rok :)
Podsumowanie na koniec :
Plus dla organizatorów za bezproblemowe zmiany na listach startowych (to nie tylko moja opinia). Organizacja punktów żywieniowych, depozytów, biura zawodów na najwyższym poziomie. Wolontariusze zagrzewający do walki i uśmiechnięci (dzięki!). Trasa bardzo malownicza i urozmaicona także przypadła mi do gustu mimo, ze wymagająca. Na mecie dostępne natryski, pyszne ciasto, lody, owoce, soki, browary hamburgery, hotdogi, o matko ile tego było. A wszystko takie pyszne…
Wracam za rok.
Statystyka :