
Rzeźnickie podsumowanie
26/06/2014Od Biegu Rzeźnika minął już tydzień, a emocje wciąż trzymają. Do sieci trafia coraz więcej relacji i fotoreportaży.
Wspomnienia wracają i zaczyna się kalkulowanie, co gdzie można było poprawić. Co zrobiliśmy dobrze, a co można było zrobić lepiej. Dostałem kilka pytań z czego korzystałem na trasie i za czym tęskniłem.
Zatem zapraszam do lektury.
Na pierwszy ogień wpadka największa, która mogła nas bardzo dużo kosztować i zapewne miała wpływ na samopoczucie na trasie a może i nawet na wynik.
Pierwsze dwa etapy z Komańczy do Cisnej przez przełęcz Żebrak są stosunkowo łatwymi odcinkami. Wzniesienia są stosunkowo niewielkie, nogi nie są zmęczone i dlatego można się szybko spalić korzystając z okazji. Ale mozna urwac parę cennych minut już na początku rywalizacji. Mozliwe, ze biegnie się w “luźniejszej” grupie i jest więcej swobody przy wyprzedzaniu. Nie wiem, mozliwe. A może jest wręcz przeciwnie, bo wszyscy tak myślą?
Wielu biegaczy na ten etap nie zabiera plecaka z camelbakiem tylko leci z pasem z bidonami. Moim zdaniem słuszna koncepcja. Sam nie posiadam takiego pasa, wiec od początku biegłem z plecakiem, który w pełni załadowany ważył pewnie ok 2,5kg.
Ze względu na swój charakter na 32km trasie jest jeden punkt żywieniowy na Żebraku, a kolejny połączony z przepakiem (czekają tam zawodników rzeczy wcześniej zdeponowane – co kto chciał). Na przełęczy Żebrak jest tylko picie. Woda i izo. To było mega rozczarowanie i zaskoczenie dla nas. Nie spodziewałem sie grochówki, ale banany i czekolada byłyby idealne. Po dwóch godzinach biegania w środku nocy organizm domaga się jedzenia.
Na punkcie przepakowym w Cisnej sytuacja podobna, brak jedzenia, jedynym plusem był gratis do wyboru żel lub baton energetyczny od sponsora.
Nauczka nr.1 : Na każdy punkt przepakowy należy zabrać coś do jedzenia. W Smereku czekały na mnie kabanosy. Strzał w 10-tkę.
Beznadziejna sytuację uratował fakt, ze miałem w plecaku banana, którego miałem zamiar zjeść w autokarze oraz opakowanie kabanosów w plecaku, o których zapomniałem i przypomniałem sobie gdzieś na 20-25km. Na wylocie z przepaka spotkaliśmy Adama, który żałował, że nie spotkaliśmy się na przepaku, bo miał masę jedzenia, które zostawił. Lekcja : jesteś głodny, albo chce Ci się pić? Pytaj innych, ktoś z pewnością ma nadmiar i się chętnie podzieli.
Co jeszcze znajdowało się w plecaku?
Biegłem z plecakiem kalenji Short Trail 6l. Po zalaniu camelbaka (prawie 2l) do tego plecaka naprawdę niewiele da się jeszcze wcisnąć. Upchnąłem 3 żele w tubce isostara, dwa musy owocowe aptonii, jeden koncentrat Enervitu, dwie saszetki Magnesium (Magnez, Sód, Potas), Smecta (wiadomo na co), i Orsalit (elektrolity podawane dzieciom przy odwodnieniach). Ponadto kurtka przeciwdeszczowa i zapasowa bateria do GoPro, telefon, słuchawki i GoPro na ushocie. Na głowie czołówka Tikka2.
Na przepaku w Cisnej czekały na mnie kije (można używać dopiero od Cisnej). Zwykłe kije z biedronki za 40 PLN. Wadą tych kijów jest fakt ze są składane w jednym miejscu (na pół), co powoduje ze po złożeniu są dosyć długie i ciężko je sensownie zamontować do plecaka, który nie jest do tego przystosowany. Dlatego wiedziałem, ze od Cisnej będę miał kije cały czas w ręce aż do samej mety. Czy kije się przydają? Oj, przydają się i to bardzo na podejściach. W biegu po płaskim i w dół jak kto lubi, ja akurat korzystałem czasem na zbiegach. Osobom, które kijów nie używają nie polecam. Będą bardziej przeszkadzać niż pomagać. Trzeba pamiętać o tym, że wspinaczka przy użyciu kijów mocno obciąża ręce i ramiona, które następnego dnia potrafią bardzo boleć :)
Ponadto w worku były skarpety na zmianę, spray do chłodzenia mięśni (gratis z pakietu), puszka pepsi i 2 żele isostara.
Na przepaku w Smereku : skarpety (przydały się), puszka coli (przydała się, mimo że na punkcie była cola) 3 żele isostara, spray na mięsnie i opakowanie kabanosów (oj, jak smakowały! ).
Na mecie : kompletny ubiór – gacie, skarpety, buty, spodnie (długie i krótkie), techniczna bluza z długim rękawem i koszulka z krótkim, buff na głowę, czapka, puszka coli. Użyłem tylko coli :]
Ponadto na sobie miałem pas do przypinania numerów startowych a w nim 8 (!!!) żeli isostara. :)
Co finalnie zjadłem z odżywek? 3 żele isostara (powinienem jeść jeden na godzinę, ale trochę się bałem o żołądek – muszę kiedyś na długim wybieganiu przetestować). Żele wciągałem przed podejściami (Smerek i Caryńska , jeden po Żebraku, bo burczało w brzuchu)
Zjadłem prawie cały mus owocowy aptonii (na raty) i dwa opakowania kabanosów. Jakbym miał 4 opakowania, to pewnie też bym zjadł. Ciężko się je żuje, ale przełamują słodki smak picia i żeli. Ponadto w Cisnej baton energetyczny, wcześniej banan i pół bułki pod koniec.
Picie : na starcie w camelbaku 0,5l powerade + 1,5l wody mineralnej niegazowanej + Magnesium Enervita dla uzupełnienia minerałów. Planowałem na każdym tankowaniu dodać kolejny, ale nie wyszło :]
Na każdym przepaku 3 kubeczki picia. Jak była to cola, jak nie było do izo. W Cisnej żel popiłem wodą, a w Berehach dwa kubeczki Tigera. Ponadto na każdym przepaku puszka pepsi. W Smereku camelbak w 3/4 opróżniony, zalałem na full wodą (miałem dodać magnesium, ale zapomniałem). Do mety wypiłem ok połowę.
Ubranie : Od początku do końca biegłem w jednych ciuchach za wyjątkiem skarpet, które zmieniłem w Smereku. Zrzuciłem kompresyjne, które od Cisnej i tak były opuszczone na zwykłe biegowe Kalenji Run Intense. Buty – niezawodne Salomony XR Mission. Z butami to w ogóle taka historia, że moje dotychczasowe całkiem spoko sobie radziły przez ponad 1000km, ale na biegu Marduły trochę (bardziej) sie porwały. Straszyli mnie, że na Rzeźniku rozpadną się na trasie. Tez sie trochę tego bałem, ale przecież nie kupię nowych butów na 2 tygodnie przed biegiem. Niemniej musiałem i tak wymienić buty wiec wybrałem sie na zakupy. Trochę się pokreciłem po sklepach i tak w końcu wylądowałem w salomonie i kupiłem XR Mission :] . Przecież tak dobrze mi się w nich biegało. Zrobiłem sobie małe rozbieganie po lesie i pojechałem z nowymi butami na Rzeźnika. Nie mam żadnego odcisku, otarcia, nic. Ten but po prostu jest dla mojej stopy stworzony. Faktem jest, ze na śliskim błocie to trzymania to on specjalnie nie ma, ale na kamieniach radzi sobie wyśmienicie.
Poza tym miałem na sobie szorty i gacie do biegania Kalenji, bluza termiczna Kipsta z długim rękawem a na wierzch koszulka techniczna “Pomorze Biega”. Na głowie buff z pakietu. Na ręce Garmin 310 i pasek od pulsometru na klacie. Do plecaka przykitrany wysięgnik z kamerą GoPro.
Przed startem kombinowałem, jak zamocować GoPro w sensowny sposób, tak, aby było łatwo dostępne i łatwo się chowało. Nie znalazłem idealnego rozwiązania, i o ile nie miałem problemu z wydobyciem kamery, tak chowanie jej zmuszało mnie do postoju. Stad pewnie tak mało materiału.
Morał z tej historii : Plecak Kalenji Short Trail 6l nie specjalnie się nadaje na takie wyprawy. Dał radę, ale ergonomicznie nie było. Jego miejsce zastąpi Salomon Trail 20, o którym może napisze cos wiecej za jakis czas.
Czego brakowało na trasie? Zdziwicie się, ale wyszydzane przeze mnie dzień wcześniej rękawiczki. Należy dodać, że przed biegiem pogoda była bardzo ładna, słoneczna. Zaopatrzyłem sie nawet w okulary przeciwsłoneczne (właśnie, tez miałem ze sobą), ale nie użyłem. W dniu biegu przeważała mgła, było chłodno, a na Połoninie Wetlińskiej było wręcz zimno. Trzymanie metalowych kijów w takich warunkach powodowało zgrablenie (co za słowo!) palców do tego stopnia ze wspomniałem z żalem wspomniane rękawiczki, które zostawiłem na kwaterze. Następnym razem (teraz mam większy plecak) zabieram rękawiczki :]
Co było zbędne? Wspomniane okulary, choć na upartego mogły się przydać. Warto pomyśleć o jakimś pokrowcu lub etui i wrzucić do plecaka. Moje porysowały się od rurki z camelbaka :/
Miałem ze sobą zdecydowanie za dużo żeli. Ale nastawiłem sie na kryzysy (dopadł mnie jeden pod Caryńską, ale tam juz nawet żel nie pomagał). Nie uzyłem też kurtki przeciwdeszczowej. Z dwóch powodów, po pierwsze to typowa przeciwdeszczówka, wiec pewnie raz dwa bym sie w niej zagotował, bo specjalnie nie oddycha. A po drugie, bo kurtka ta jest typem “kangurki” wciaganej przez głowę, co komplikuje zakładanie i zdejmowanie.
Rozwiązaniem byłaby kurtka przeciwwiatrowa, ale tak, która dałaby się założyć na siebie, bez ściągania plecaka. Zamówię taka pod choinkę :)
Jeśli chodzi o strategię biegu to była ona dobra, a nawet bardzo dobra. Faktem jest, ze na początku wylądowaliśmy na szarym końcu, ale celowaliśmy pod limit. Możemy teraz gdybać, czy może jakbym na początku nie hamował drużyny, czy złamalibyśmy 12h? A może zaliczylibyśmy kryzys już przed Smerekiem? A może dopadłaby nas kontuzja na trasie? Można gdybać w nieskończoność.
Po biegu wiem, że zaczynając go trzeba być określonym, jaki czas chce sie uzyskać finalnie na mecie. Jak na maratonie. Tutaj jest nieco trudniej, bo nie da sie robić całej trasy jednym stałym tempem. Można natomiast lecieć na międzyczasy pomiędzy punktami kontrolnymi. To juz jest jakis wyznacznik. Po drugie znajomość trasy pozwala bardziej precyzyjnie rozłożyć wysiłek. Wiadomo gdzie można przyspieszyć, a gdzie należy zwolnić, aby zachować siły na podbieg, który się zacznie niebawem. Z takiej wiedzy korzystałem na Biegu Marduły.
Czego żałuję? Że nie wziąłem udziału w Rzeźniczku. To impreza towarzysząca, która odbywa się dzień po Rzeźniku. Bieg na trasie 25km. W tym roku moje nogi dałyby radę to zrobić. Może nie na pełnym ogniu, ale rekreacyjnie, dla frajdy. Ale nigdy nie wiesz, jak będziesz się czuł na mecie pierwszego ultra :)
Poszliśmy kibicować biegaczom i naprawdę żałowałem, że nie biegnę.
Fot. Piotr Pelpliński (na zdjęciu Iwona Sawicka z Akademii Biegania). Najwięcej hałasu (poza patelnią uderzaną chochlą) robi butelka po wodzie z kamieniami w środku)
Jeśli chodzi o samopoczucie po biegu, to w sumie było dobrze, wiadomo, spore odwodnienie i płyny się lały. Rano delikatnie pobolewały nogi, ale wystarczyło pochodzić kilka kroków i było ok. To było dla mnie dużym zaskoczeniem. Deficyt snu odczuwalny przez kilka dni. Zarwana noc, po niej ogromny wysiłek wymaga odpoczynku. Dziś w końcu wstałem wyspany :]
Żałuję też, ze nie poszliśmy pierwszego dnia na koncert po biegu. Zasiedzieliśmy sie w domku czekając na pozostałych, a potem dopadł nas głód. Trzeba było po biegu ogarnąć się, zjeść i iść na orlik i tam poleżeć na trawie.
Czy pobiegnę jeszcze kiedyś Rzeźnika ? Z pewnością. Czy to będzie za rok? Nie wiem, jest tyle fajnych biegów. Ale na Maraton Karkonoski wracam z sentymentem i planem zmierzenia się z trasą, która już znam. Czy będzie powrót na Rzeźnika i atak na trasę hardcore (dodatkowe 20km) ?
Kto wie, kto wie….