VI Maraton Karkonoski

05/08/2014 Autor waldek 0

Moja przygoda z biegami górskimi zaczęła się w Szklarskiej Porębie na początku sierpnia 2013 r. Udział w tej imprezie był wygraną w konkursie i odmienił moje podejście do biegania. W zeszłym roku w Szklarskiej odbywały się Mistrzostwa Świata i przyjechało wielu bardzo dobrych biegaczy górskich. Na linii startowej wraz z nimi stanąłem ja. Świeżak i debiutant. Nie było oczekiwań. Bardzo chciałem po prostu ukończyć. Udało się, ukończyłem w czasie 6h:03m na 377 miejscu w klasyfikacji OPEN. Planowana trasa miała mieć 44km i przewyższenia +2150m (pod górę) -1380m (w dół). W przeddzień zawodów trasa została skrócona o wbieg na Śnieżkę, co dało 41km dystansu i odjęło 200m przewyższenia w obie strony.

Tegoroczna edycja miała trasę prowadzącą ze Szklarskiej Poręby na Śnieżkę i z powrotem, co dało 46 km i +2150m (pod górę) i -2150m (w dół).

DCIM100GOPRO

Profil trasy wygląda tak :

profil_mk

Deniwelacja oznacza różnicę wysokości między najniższym punktem na trasie (Szklarska Poręba) a najwyższym (Śnieżka).

Jakie miałem oczekiwania w stosunku do tegorocznego biegu. Przede wszystkim, pobić ubiegłoroczny czas. Po cichutku marzyłem o 5h:30m, choć niektórzy mówili, że bez “4 ” z przodu mam nie wracać.  :]

W dzień przyjazdu pogoda była idealna do biegania, kilkanaście stopni, szaro, buro, lekka mżawka. Idealnie.

G0030350xx

(Na fotografii od lewej Mariusz Adamczuk, Marek Chołota i ja)

Prognozy jednak zapowiadały na następny dzień do 23 st C i burze w okolicach 14:00. Rankiem przywitało nas częściowo zachmurzone niebo,  a przez szczyty przewalały się chmury. Jak się ubrać ? Na dole było chłodno, a na górze ? Wiatr ? Deszcz ?  Po dłuższym zastanowieniu – decyzja – biegniemy z Mariuszem na krótko, ale ja wrzucam w plecak termiczna bluzę z długim rękawem. Plan na start mam odmienny niż w zeszłym roku, nie mam zamiaru iść w kolejce na Śnieżne Kotły (bo na wyprzedzanie szczególnie w górnej partii szlaku nie za bardzo jest miejsce), chcę wchodzić swoim tempem, a to oznacza, ze na starcie trzeba zająć dobra pozycję i potem ją utrzymać przez pierwsze 6,5 km. Problem w tym, że ten odcinek jest ostro w górę, na początek stokiem narciarskim, a nastepnie drogą szutrową i na końcu szlakiem turystycznym.

Start i od poczatku mocno atakuję, aby nie zostać w tyle, po przetasowaniach na początku trasy zajmuję pozycję i biegnę w grupie ludzi, którzy podążają w tym samym tempie co ja.

Pierwszy punkt kontrolny na 5km mijam po 33m:59s na 110 miejscu. W tym miejscu zaczyna sie podejscie szlakiem i o biegu nie ma mowy, czuje się zmęczony, tętno wysoko, wiec postanawiam iść swoim tempem pod górę.

G0040368xx

Śnieżne Kotły mijam w okolicach godziny (15 min wcześniej niż w zeszłym roku). Rozpoczyna się zbieg, strategię miałem podobną jak na Rzeźniku, pod górę iść w miarę możliwości mocno, na płaskim i w dół bieg. 12-ty kilometr trasy kończy zbieg i zaczyna się dziać coś niedobrego. Nie bardzo wiem co, czy brakuje mi paliwa, czy zbyt mało piłem. Stawiam jednak na brak picia, słońce mocno piekło, ale wiaterek na górze odrobinę chłodził. Zaczynam pić to świństwo co mam w camelbaku. Słodkie to i niedobre. na wszelki podczas biegu zarzucam żel i … zakrztuszam się nim. Dramat, masakra, kaszel popijam tym słodkim świństwem z camelbaka… fuj. Staram sie truchtać, ale idzie mi opornie i na domiar złego noga ześlizguje mi się z kamienia i czuje, że … urwałem paznokieć. Tego było już za wiele. Wszystkie możliwe plagi biegoegipskie uwzięły sie na mnie. Zaczynam rozważać przerwanie biegu. Docieram do punktu kontrolnego na 16km, gdzie wciągam kilka kubków wody i banana. Jestem 1h:44:58min w trasie i spadłem na 147 pozycję. Po punkcie żywieniowym  jest ostre podejście i tam naprawdę źle się czuję. Kompletna niemoc, ale człapię jakoś pod górę. Na płaskim zmuszam się do biegania, ale na prawdę nie mam sił. Do tego to palące słońce. Czasem zatrzymuję się, aby zrobić pamiątkowe zdjęcie lub ochłodzić się wodą ze strumyka.

G0060403xx

Wtedy spotyka mnie ktoś, kto zna mnie z zeszłorocznego filmiku i ciągnie mnie za sobą jakiś kawałek, nie mam jednak siły rozmawiać z nim (rozmowa bardzo wesoła) i trzymać takie tempo, puszczam go przodem (edit : Bartek Borowiec). Za Samotnią wraca powoli do mnie życie i szybko mi przechodzi jak wynurza się Śnieżka. Im bliżej, tym wydaje się większa.

G0070415xx

Przy Domku Śląskim kolejny punkt żywieniowy, wiedząc co mnie czeka wciągam żel, ale opornie wszedł. Zapijam wodą i wylewam to świństwo z camelbaka i wymieniam na wodę. Rozpoczyna się żmudna wspinaczka na Śnieżkę. Dużo turystów, ale robią nam wolne miejsce. Jedni kibicują, inni dają wprost do zrozumienia ze jesteśmy nienormalni :]

Strzelam fotki na pamiątkę i punkt kontrolny na Śnieżce mijam po 3h:04m:34s na 180 miejscu.

G0080426x

G0090436xx

Tak, mam świadomość na szczycie że moje tempo spadło, wiem też że czekają mnie dwa solidne podejścia i jeden jakże długi zbieg, na którym urwę kilka sekund bo lubię zbiegi i chyba całkiem sprawnie sobie na nich radzę. Mijając ponownie Domek Śląski wlewam w siebie i na siebie wodę. Czuje, że ona przywraca mi siły, że tego mi brakowało. Żar z nieba robi się coraz mniej znośny, zmoczenie buffa pomaga na 3-4 minuty, potem buff znów wysycha. Na dodatek czuje, ze mam spalony kark. No tak, miała być mgła, a nie lampa. Krem do opalania został w plecaku nietknięty.

Po nawrocie morale jakoś się podniosło, w końcu to już powrót, dziele trasę na odcinki (do punktu żywieniowego na 31km, za którym zaraz zacznie się podejście, najgorszy odcinek na trasie, następnie Śnieżne Kotły i huzia na dół do mety), tak jakoś lepiej się biegnie. Kolejny punkt mijam po 4h:14m:42 s na 149 pozycji (oczywiście nie wiem na jakiej jestem pozycji, a  obsługa coś wspomina o połowie stawki) Tego się nie spodziewałem.

G0100447xx

Nie chciałem na metę dotrzeć w połowie stawki, doskonale wiedziałem że na 5:30 nie mam najmniejszych szans, teraz liczyło się, aby pobić zeszłoroczny wynik. Kilkaset metrów dalej mijamy fotografa i pada informacja, że kobieta, która biegnie za mną jest ósma. Coś tu nie gra, nie mogę być w połowie stawki (startowało 500 osób, 442 skończyły bieg w limicie 8h), a przede mną tylko osiem kobiet. Zaczyna się podejście asfaltem pod górę, żar z nieba, cienia brak i ten czarny asfalt. I ta tabliczka na górze, że to już, albo dopiero 35km. Niby o tym wiem, bo garmin co kilometr mi wibruje na ręce, ale jakoś nie chce o tym myśleć. Wiem też, ze to nie było ostatnie podejście, będzie jeszcze jedno, które wyssie ze mnie resztkę sił. Powinienem zjeść żel, bo inaczej będzie kiepsko, ale na samą myśl o żelu robi się słodko w ustach. Trudno, lepiej  być na mecie kilka minut później, niż walczyć z żołądkiem na trasie.

Na tym odcinku podnosi mi się morale, wiele osób wyprzedzam, wiele osób cierpi jak ja albo jeszcze bardziej. Najbardziej zdesperowani siadają i odpoczywają. A ja powoli, ale człapię pod górę. Nikt  z nikim nie rozmawia. Każdy sam na sam ze swoją głową i myślami. Widać już stację przekaźnikową. Przy Śnieżnych Kotłach mocno wieje, luzuje plecak, żeby mnie obwiało, cudnie. Przechodzę do truchtu, sporo turystów, kibicują widząc jak cierpimy. Szybka fota na Kotłach i teraz tylko 6km w dół.

G0120469xx

Euforia, bo lubię zbiegać, nogi co prawda trochę styrane, ale zaczynam zbieg. Na początku ostrożnie, żeby się przyzwyczaić do nowych ruchów, później coraz śmielej. Punkt kontrolny na 40km mijam po  5h:37:06 na 129 pozycji. Od tego miejsca jest droga szutrowa w dół, a następnie zbieg stokiem narciarskim do mety. Zbiegam, rozpuszczam nogi, ale nachylenie jest tak duże, że nabieram niebezpiecznej prędkości. Na samą myśl o potknięciu nogi zaczynają hamować, mam w pamięci glebę jaką zaliczyłem na zbiegu z Kasprowego. Uda zaczynają płonąć, pieką strasznie jakby je ktos wypełnił gorąca lawą albo napalmem. Na dodatek mięśnie pośladków również. Przechodzę do marszu, uda jakby miały się zaraz rozerwać. Ponawiam bieg po kilku metrach, przecież to już tak niedaleko, już zaraz za zakrętem…. drugim… trzecim… jest w końcu wyciąg, zbaczam z drogi na stok narciarski i pędzę po trawie w dół. Po lewej stronie jest cień, wszyscy lecą tą stroną. Tylko gdzie ta meta? Nogi bolą już okrutnie, nie do wytrzymania. Chce przjeść na chwilę do marszu, ale zauważam fotografa w trawie –  lecąc obok niego podnoszę kciuk, że niby wszystko ok, choć moja mina z pewnością zdradza, że tak nie jest. Ciężki oddech, tętno leci w górę w oddali widać metę, przebiegam przez czerwoną bramkę, nawrót kilka metrów podbiegu (olaboga) na nawrocie czeka Mariusz z okrzykiem ” Waldek, Ogień z d*py!” Sprint pod górę,  łapią mnie skurcze łydek, wpadam na metę, medal na szyję, ktoś przybija piątkę, ktoś daje wodę, odchodzę na bok, zginam się w pół i stoję tak dobre pól minuty próbując złapać oddech. Szukam cienia, żeby gdzieś usiąść, gdziekolwiek.

Meta osiągnięta po 5h:59m:08s na 124  pozycji, ale o tym dowiaduję dopiero po powrocie do domu. (telefon wyzionął ducha)

G0130484xx

Na koniec kilka słów podsumowania. Przez ten rok zapomniałem jak bardzo wymagający jest to szlak, jak ciężka technicznie jest droga na grani. Jak wiele jest zbiegów i podbiegów na trasie. Moje stopy są jak balony i nawet moczenie w morzu nie pomogło za bardzo. Stopy wygniecione na kocich łbach i powykręcane we wszystkie strony świata. Mięśnie stabilizujące bolą tak, ze schodzenie po schodach jest nieprzyjemne. Pod tym względem o wiele dłuższy Rzeźnik był lżejszy. Moje stopy tak wtedy nie cierpiały na trasie.

Niesamowite jest jak wiele osób zna mnie z zeszłorocznej relacji. Na trasie spotkałem z 5-6 osób, które mnie rozpoznały i gratulowały filmiku. Jedna osoba na mecie powiedziała nawet, że zdecydowała się na przyjazd na MK po obejrzeniu relacji. Na trasie spotkałem tez pewną Panią, która jak przebiegałem obok krzyknęła : ja pana znam !  Zwolniłem i pytam: Tak, a skad ? Z filmiku, mąż przyjechał tu po obejrzeniu filmu.

Kochani ! Miód na moje uszy, bardzo się ciesze, ze ta debiutancka relacja tak się podobała. Wasze pozytywne słowa i cytaty znane na pamięć zachęcają mnie do dzielenia się swoimi przemyśleniami i obiecuję, że będę starał się umieszczać do swoich relacji więcej komentarza. ;]

Tym razem będzie jednak krócej i bez narracji :]

Pozdrawiam Wszystkich poznanych przed biegiem w pociągu,  podczas odbierania pakietów, na linii startowej, na trasie i po biegu w pociągu powrotnym. Wiele z Was wybiera się do Krynicy, wiec do zobaczenia !